Jak to lis zająca pożarł… no, prawie… :)

Korespondencja od Michała Bartkowiaka, jak zawsze wywołuje uśmiech i dobrze nastraja. Oto Jego prezent na piątek:-)

“Taka historia mi się przytrafiła :)
Idąc sobie leśną ścieżką, wracając z tzw. skoroświtu (fotografowanie o świcie), wyszedłem w pewnym momencie na łąkę. Przystanąłem wiedziony wrodzonym, przyrodniczym wyczuciem. W tym momencie na dróżkę wybiegł z trawy zając. Kicnął kilka razy wzdłuż drogi i mocno zaniepokojony zrobił stójkę, unosząc swe radary wysoko do góry
zdjecie 1

Kilka sekund po tym na skraju drogi pojawia się tropiący zająca lisek.
zdjecie 2

Coś jednak odwraca uwagę liska. Ten, nie dostrzegając zająca przebiega przez drogę i niknie w młodniaku.

zdjecie 3

Kilka sekund później, gdy lisek czmychnął, a zając odkicał kawałek dalej na drogę wyszła jeszcze sarenka, która wyraźnie podążała śladami liska, ale tego już mój aparat nie zarejestrował”.

Michale, kiedy robimy spotkanie z fotografią przyrodniczą i…  Tobą w świetlicy?

2 komentarze do Jak to lis zająca pożarł… no, prawie… :)

Odpowiedz